środa, 4 stycznia 2012

30 day Coldplay songs challenge in one post

1. Your favourite song


2. Your least favourite song


3. A song that made you fall in love with them




4. A song from Parachutes



5. A song from X&Y



6. A song that reminds you of someone



7. A song that reminds you of somewhere



8. A song that describes you - it doesn't exactly describe me but I believe in the Fix you lyrics.


9. A song that you wish you heard on the radio



10. A song with the best music video



11. A song from your favourite album



12. Your favourite acoustic version



13. Your favourite live version


14. A song from Viva La Vida



15. A song that you can play on an instrument


16. A song that you wish you could play



17. A song from A Rush Of Blood To The Head



18. A song that you want to play at your wedding



19. A song that you want to play at your funeral



20. A song from Prospekt's March


21. A song from your favourite gig



22. A song that you listen to when you're happy


23. A song that makes you laugh


24. A song that you listen to when you're sad


25. Your favourite b-side



26. A song that saved your life


27. A song that makes your soul vibrate



28. A song from your least favourite album



29. Your favourite song from Mylo Xyloto


30. A song that makes you fall asleep


wtorek, 23 sierpnia 2011

MYLO XYLOTO

Ok, już wiem, o czym napiszę. 24. października będzie przepięknym dniem. Już sobie wyobrażam, jak idę do HMV i trzymam w rękach świeżutką, pachnącą płytę Coldplay. A co z jej zawartością? Nikt nie może mieć stuprocentowej pewności (oprócz Paradise, 12. września!), zważając na to, co Coldplay wyprawiali przez ostatnie miesiące - nie, żebym narzekała, wręcz przeciwnie. Ich zaczepki były urocze, a budowanie napięcia naprawdę podziałało na każdego szanującego się Coldplayera.
Właśnie, nowe piosenki Coldplay. Mamy Every Teardrop Is A Waterfall, Charlie Brown, Major Minus, Moving to Mars, Us Against the World, Princess of China, Hurts Like Heaven. Która z nich jest moim faworytem? To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie mogłam sobie zadać, bo z każdym dniem to się zmienia. Dziś wybrałabym Charlie Brown, bo słucham jej pół dnia. Parę dni temu to było Hurts Like Heaven. Na koncercie najbardziej urzekło mnie Princess of China i ETIAW. Chociaż na Glastonbury chyba najbardziej podobało mi się Us Against The World. Po Rock im Park nuciło mi się Major Minus. Około dwa tygodnie temu nie mogłam oderwać się od Moving to Mars.
Kolejne pytanie: jak oni to robią. Dlaczego są tacy wspaniali? Pytając o to ostatnio znajomego, odpowiedział "a dlaczego trawa jest zielona? pewne rzeczy po prostu są, jakie są". W tym momencie, nie potrafię wymyślić lepszego powodu.
Jaka będzie nowa płyta? Wspaniała, niesamowita, piękna. Taka jak każda płyta Coldplay. Płyty Coldplay mają duszę. Mogłabym w ciemno wydać 500 funtów na Mylo Xyloto i dałabym sobie uciąć rękę, nogę, głowę i cokolwiek innego, że ta płyta będzie cudowna. Pozostaje tylko czekać i cieszyć się tym, co na razie mamy - a wcale nie jest tego tak mało. Dziś będę kontynuować słuchanie Charlie Brown i nucić "light a fire, light a spark, light a fire, a flame in my heart".

Ale poważnie. JAK oni to robią, że są najwspanialszym zespołem na całej ziemi?

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

I turn the music up, I got my records on

Haha, bardzo śmieszne. Ciekawe, czy ktokolwiek będzie chciał przeczytać cokolwiek, co napisałam, po tak długiej nieobecności. Zastanawiam się, czy w ogóle jeszcze potrafię skleić sensowne zdanie - lub czy kiedykolwiek potrafiłam.
Co się zmieniło od tego czasu? Chyba przede wszystkim to, że mam ochotę coś napisać, choć pozbyłam się większości postów i kończę z zamieszczaniem moich marnych zdjęć. Ile koncertów zobaczyłam w tym roku? W marcu byłam w Warszawie na I Blame Coco, ale prawdziwy sezon koncertowy zaczął się w czerwcu, a skończył na początku lipca. Zdecydowanie za szybko, ale jak powszechnie wiadomo, nic nie trwa wiecznie.

W każdym razie, co najważniejsze. Widziałam Coldplay na Rock im Park, Glastonbury i Open'erze i było cudownie, jak zawsze. Nie mam słów do tych chłopców, naprawdę. Pozostaje mi spokojnie czekać do 12. września (Paradise) i 24. października (MYLO XYLOTO!). Może niezupełnie spokojnie - na początku września przeprowadzam się do Londynu i wątpię, że będę wiodła spokojne życie - a raczej mam nadzieje, że będzie niespokojne w dobrym znaczeniu tego słowa.
Właśnie się zorientowałam, że nie mam o czym napisać - Glastonbury i jego błotne przygody są trochę za stare, żeby je opisywać, a ja nic nie robię. Cóż, spędzam dużo czasu na internecie, czy to się liczy jako "coś"?

Tragedia, pisząc cały czas tłumaczę wszystko z angielskiego. Wrócę, kiedy dostanę trochę weny lub kolejny atak z serii "HSJAKHFASKJHF KOCHAM COLDPLAY". Biorąc pod uwagę ich wspaniałość, to powinno wydarzyć się niedługo.

wtorek, 28 grudnia 2010

Your sex is on fire

Tak, postawiłam sobie na ten rok cel: w każdym miesiącu być na koncercie.
Nie do końca mi się to udało, bo w kwietniu byłam tylko na dj secie, ale na upartego można to zaliczyć do koncertów. Każdy był na swój sposób wspaniały, brakowało tylko Coldplay (ale to nadrobię w przyszłym roku!)

styczeń
Myslovitz. W mojej małej mieścinie coś się dzieje, wracam ze szkoły, zauważam plakat. Nareszcie! Przyjemny, choć atmosfera powinna być bardziej kameralna, zważając na frekwencję. Niestety, nie można mieć wszystkiego, odbiłam sobie w marcu.

luty
Mój drugi koncert White Lies i zarazem drugi koncert Hatifnats. Rzecz dzieje się w Warszawie. Pełne napięcia oczekiwanie podczas występu tych drugich, wybuchy euforii na każdym kawałku granym przez Harry'ego, Charlesa i Jacka. Niesamowita atmosfera, poznanie fajnych ludzi, wszystko zdecydowanie na plus.

marzec
Myslovitz w Krakowie, w końcu koncert polskiego zespołu z prawdziwego zdarzenia. O wiele mniej ludzi, którzy przyszli tylko po to, by wprowadzić organizm w stan upojenia alkoholowego. Miła setlista, miłe towarzystwo.

kwiecień
White Lies DJ Set w Warszawie. Nieważne, że to nie był koncert. Na zawsze pozostanie mi w pamięci big hug od Jacka i "I looove everyone, I loove you", umcowanie Charlesa i przeczesywanie grzywki. Jack 4ever i dłużej.

maj
I to jest to, na co wszyscy czekaliśmy! Berlin, Sister Lovers, przeurocza Kate Nash, która mogłaby zagrać więcej niż jeden kawałek z pierwszej płyty, Naturally 7 i moja wielka miłość MICHAEL BUBLE! Pierwsze dźwięki Cry me a river, Feeling good, Home, Save the last dance for me, żarciki kosmonauciki, telefony do Olgi, piski, oklaski, tańce, rozkręcanie imprezy (chcecie koncert, idźcie do opery!), rozkosz i najprawdziwszy, najszlachetniejszy Buble.

czerwiec
Selector Festival, baby! I hasło przewodnie, czyli: "I get all the girls, I get all the girls!". Jeden z najtrafniejszych prezentów urodzinowych, bilet na drugiego w moim życiu Selectora, Calvin Harris (I like them POLIIIISH GIRLS!), Faithless, Delphic, Thievery Corporation, Friendly Fires (miałam szansę się do nich przekonać i udało mi się! "latynowskie" tańce wokalisty będą w mojej głowie już na zawsze niczym refren Vlad the impaler). Katarzyna i Zuza ("ej, a Wy czasem nie stoicie teraz na przeciwko nas?"), fantastyczne towarzystwo (nigdy z nikim nie bawię się tak jak z Honką, mimo "ona chciała pana poznać" itp.)

lipiec
Na to czekamy cały rok, moi drodzy. Heineken Open'er Festival. Kasabian, Kings of Convenience, Massive Attack, Muchy, Mando Diao, Wild Beasts (TO MOGLI BYĆ MUMFORDZI, no mogli!) i kilku innych. Morze, open'erowa trawa, Honka, mama, Katarzyna & Zuza, Wieczors, jednym określeniem: pełen czad!

sierpień
Kraków i Coke Live Music Festival (chyba po raz pierwszy używam pełnej nazwy) to przede wszystkim długo oczekiwany koncert Muse, który nie zawiódł w żadnym momencie i był dokładnie tak wspaniały, jak go sobie wyobrażałam. Muchy po raz kolejny, The Chemical Brothers po raz kolejny (i odtańczony z Honką taniec Żyłki), ból i rozpacz przy 30 sekund do Marsa, N*E*R*D, The Big Pink... Honka & Ola, do szczęścia brakowało tylko Olgi.
Parę dni później Warszawa, kolejny DJ Set White Lies (Jack wciąż przeczesywał grzywkę), potem Orange Warsaw Festival (- poproszę bilet na Orange Warsaw Festival - a gdzie to jest?): White Lies, Mika, Nelly Furtado, Kumka Olik... White Lies jak zwykle genialni, Mika - największe zaskoczenie tego roku - zawsze go lubiłam, ale bardziej mnie śmieszył niż zachwycał, na koncercie połączył te dwie rzeczy ze wspaniałą muzyką (wokal mistrzostwo).

wrzesień
Moja miłość od zawsze na zawsze! Sting w Poznaniu i zarazem najcudowniejszy występ z trzech, na których miałam zaszczyt być (włączając w to The Police). Genialny pomysł nagrania płyty z orkiestrą symfoniczną okazał się genialniejszy na żywo. Usłyszałam Englishman in New York, Tomorrow we'll see (w najśmielszych snach nie marzyłam o tym!), Why should I cry for you?, Shape of my heart, Desert Rose, Moon over Bourbon Street... Genialna setlista, nie brakowało chyba niczego, zmarzłam, chorowałam tydzień, wszystko to było warte usłyszenia mojego mistrza. Sting, pokłony, chociaż i to nie wystarczy.
Miły support w postaci Indios Bravos (moja wczesnogimnazjalna miłość, zaraz obok tych stałych jak Sting czy Coldplay) i Anna Maria Jopek, którą miałam przyjemność poznać. I oczywiście doborowe towarzystwo.

październik
Skoro to już trzeci raz, to mogę nazwać tradycją, że ja i moja mama w jesieni wybieramy się na koncert Chrisa Bottiego. Tym razem w Zabrzu (zresztą drugi już raz). Magicznie, cudownie, "thank you for comming, Joanna", przystojnie, niesamowicie.

listopad
Najbardziej taneczny koncert tego roku, genialna pod każdą postacią Lady Gaga w Sopocie, niesamowite show, świetna setlista, Dance in the dark, mistrzowskie wykonanie Speechless, wszystkie hity zabrzmiały jakby były czymś więcej niż tylko kawałkami granymi na okrągło w radiu. Pewnie dlatego, że to jest coś więcej. Świetne przemowy Gagi, które zachwyciły mnie, nawet jeśli są powtarzane w każdym kraju, dodały mi w tamtym momencie jakiejś dziwnej siły. Wnioski: Lady Gaga jest niesamowicie seksowna i piekielnie utalentowana.

grudzień
Nie zaliczyłabym koncertu w ostatnim miesiącu roku, gdyby nie prezent od Honki - wybrałam się dzięki niej na Hey w Krakowie. Koncert upamiętniający 18lecie zespołu, stare kawałki, kochana, urocza Nosowska, jej przepiękne i szczere wzruszenie, bardzo miła atmosfera.

W tym roku nie wybieram się już na żaden koncert. W następnym, jak na razie, nie może mnie oczywiście zabraknąć na Open'erze (TAK, TAK, COLDPLAY W POLSCE!), a także zmierzę się z angielskim błotem na Glastonbury. Pewnie zahaczę też o Selector, być może o Coke. Zobaczymy, co przyniesie kolejny rok.
Podsumowując koncertowy rok 2010: widziałam 43 koncerty (ech, gdyby były 42, mogłabym rzec, że jest coldplayowo) i było świetnie. Oczekiwania na kolejny rok? Coldplay więcej niż 2 razy, Kings of Leon, Arctic Monkeys, The Killers.
A z artystów, o których marzę, a jeszcze nie widziałam, wymienię Johna Mayera, Mumford & Sons i Bryana Adamsa. Chociaż o tych dwóch pierwszych będzie trudno, bo żadne z nich nie koncertuje (pozdro, Aniston, dzięki).
Widzimy się na Open'erze, moi drodzy! Chris Martin wzywa ;)